W podsumowaniu czytamy:
Przystępując do tego testu, byłem jednocześnie ciekawy i pełen obaw. Bardzo chciałem pobawić się jednym z nowych wzmacniaczy Fezza, dokładnie go obejrzeć, sprawdzić i posłuchać w kontrolowanych warunkach, ale brałem pod uwagę ryzyko, że stworzenie audiofilskiego, w zasadzie hi-endowego piecyka bazującego na kultowych triodach 300B to dla polskiej firmy za dużo. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że powinienem był wymazać lub przynajmniej zmodyfikować obraz podlaskiej manufaktury, jaki utrwalił się w mojej głowie po testach Silver Luny, Titanii i Gai MM. Zmieniło się bowiem prawie wszystko. Zostały transformatory, opracowane wcześniej układy elektroniczne, ciekawe pomysły i zamiłowanie do lamp, ale wzornictwo, obudowy, opakowania, a nawet fabryka, w której powstaje sprzęt Fezz Audio – wszystko to jest całkowicie nowe. I zdecydowanie lepsze. Mira Ceti 300B jest wzmacniaczem, który w swojej kategorii wymiata nawet bardziej niż Silver Luna w segmencie lampowców za rozsądne pieniądze. O ile bowiem dla Silver Luny można jeszcze znaleźć rywali w porównywalnej cenie (większość z nich to chińska masówka wyglądająca jak dzieło spawacza, któremu koledzy dosypali coś do herbaty, ale okej – są), o tyle dla opisywanego modelu konkurencja prawie nie istnieje. W teorii owszem, ale na papierze nie widać tego, co najważniejsze – dźwięku. A ten jest, jak na integrę za te pieniądze, obłędny. Najbliższe znane mi urządzenie, które wytrzyma porównanie z Fezzem pod względem dizajnu, jakości wykonania i brzmienia, a do tego jest mu w pewnym sensie bliskie duchowo, to Unison Research Preludio. Mały, słodki i niedoceniany piecyk, który w odpowiednim towarzystwie potrafi zaśpiewać wprost urzekająco. Mira Ceti 300B też ma ten dar, ale pod wieloma względami jest jeszcze fajniejsza. Strach pomyśleć, co by się działo, gdybym otrzymał do testu wersję z lampami premium, bo dla mnie już standardowa wersja jest wzmacniaczem w pełni zasługującym na miano hi-endowego.
Całosć artykułu dostępna TUTAJ