W tekście czytamy:

Mimo że w Gaia Evo nie ma lamp, charakterem brzmienia udało się przynajmniej do nich nawiązać, a jeżeli to tylko sugestia wynikająca ze znajomości upodobań firmy, to pewnie nie tylko ja łatwo i chętnie jej ulegnę. Takie skojarzenie można też uzupełnić lub zastąpić „analogowością”, chociaż jak tu jej nie poczuć, skoro słuchamy gramofonu…

Gaia Evo gra subtelnie, lecz nie ma tajemnic,nie odkłada jakichś umiejętności na później, na specjalne okazje (płyty), ani nie kaprysi, ani się nie popisuje. Kreuje klimat, nie unika bliskości, ale zachowuje kulturę i buduje głęboką przestrzeń.

Muzyka jest esencjonalna, płynie gładko, lecz całkiem żywo. Wokale są zróżnicowane, lekko uprzywilejowane, jednak zwykle uprzejme. Scena dźwiękowa jest skupiona, stereofonia nie „szaleje” od lewa do prawa, za to głębia jest dojrzała, z mocnym pierwszym planem i „odejściem”, wyraźnie zmienia się z każdą płytą. To preamp dla tych, którzy wiedzą, po co im gramofon… 

Pełny tekst znajdziecie w obecnym wydaniu magazynu